piątek, 12 grudnia 2014

PIERNIKI

Kochani najbliższy weekend to ostatni dzwonek, żeby upiec domowe pierniczki!!!! Nie ociągać się!!! Piec!!! Ja upiekłam moje wczoraj i jeszcze nie zdążyłam ozdobić, ale przepis już podaję, aby rano na zakupach dorzucić do koszyka to czego Wam brakuje!!!!! Ten przepis jest na raczej chrupiące pierniki, żeby Was czasem to nie zaskoczyło :) Przepis stary jak świat z Kuchni Polskiej (modyfikowany).

P.S. Czy ktoś w ogóle je pierniki w czasie Świąt? Chyba nie, przed i po, tak się je pierniki!!!



Będą Wam potrzebne:

  • foremki do pierników
  • papier do pieczenia
  • płaska blacha
  • 1,25 kg mąki
  • 400 g cukru
  • 250 g miodu
  • 100 g tłuszczu (ja użyłam margaryny)
  • 2 jajka
  • karmel (20 g cukru, 125 ml wody)
  • 15 g sody oczyszczonej
  • 1 paczka przypraw do piernika
  • po 1/2 łyżeczki imbiru, gałki muszkatołowej, goździków, cynamonu (w proszku)
  • 1 jajko + trochę śmietany do pozmarowania

  1. Robimy karmel: 20 g cukru trzeba zrumienić na patelni (mocno), wlać wodę i zagotować.
  2. Tłuszcz stopić.
  3. Cukier (400 g) wsypać do garnka i zalać gorącym karmelem (który jest dość rzadki). Gdy cukier się rozpuści dodajemy miód i przyprawy, a następnie zagotowujemy i studzimy (na tyle by móc bez problemu dotykać masy ręką, raczej chłodna ma być).
  4. Mąkę przesiewamy do miski, dodajemy sodę, tłuszcz, jajka i masę cukrowo-miodową. Wyrabiamy na gładkie ciasto. Jeśli nasze ciasto jest za rzadkie dodajemy trochę mąki, jeśli zbyt gęste to trochę wody (ja nie dodawałam niczego). Ciasto odstawić na 30 minut.
  5. Na płaskim blacie (ja mam, jak widać na zdjęciu, taką silikonową stolnicę) oprószonym mąką rozwałkowujemy jedną część ciasta (jakaś 1/6) i wykrawamy pierniczki. Skrawki wrabiamy w następną część ciasta i znowu rozwałkowujemy i wykrawamy. Czynności powtarzamy, aż nam się skończy ciasto. Wykrojone pierniczki układamy na blaszce przykrytej papierem, smarujemy je jajkiem wymieszanym ze śmietaną. Pieczeni ok 10 min w piekarniku nagrzanym do 180 st. Najwygodniej zapełnioną blachę od razu włożyć do piekarnika, a upieczone pierniczki można przełożyć na kratę i zrecyklingować  formę z papierem :) Duża oszczędność czasu, gdy wykrawanie i pieczenie odbywa się jednocześnie!

Smacznego!!!

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Fish and chips - jemy po brytyjsku

Dla nikogo już nie jest tajemnicą, że gdybym miała wystarczającą ilość pieniędzy to JUŻ mieszkałabym w Londynie (pracując w super-fascynującym miejscu, najlepiej związanym z produkcją filmową ^^) dlatego pewnie nikogo nie zadziwi, że w kuchni próbuję przygotowywać potrawy związane z Wielką Brytanią. Problem polega na tym, że większość bardzo typowych brytyjskich dań jest strasznie tłustych, kalorycznych i ciężkich (nie wszystkie!), nie wspominając o tym jakie są tuczące. Stosując jednak zasadę, iż raz na jakiś czas Cię nie zabije... Fish and Chips it is! Przyznam się bez pytania, że Chips  są z mrożonki, głównie dlatego, że zawierają mniej tłuszczu niż takie smażone w domu, a sama ryba ocieka nim, poza tym.... Really? Jak często chce Wam się robić własne frytki? Mnie chyba nigdy :)

czwartek, 27 listopada 2014

Muffinki Mokka

Czy opowiadałam Wam już, że wraz ze znajomymi zdecydowaliśmy się zorganizować sobie prywatną wersję takiego programu TV, gdzie różni ludzie odwiedzają się w domach, gotują dla siebie, a potem wystawiają oceny (nie wiem jak się nazywa, bo nie oglądam reality shows, pomysł był znajomych, nam się spodobał, więc już nie wnikałam w szczegóły)? 
My nie wystawiamy sobie ocen i nie zwiedzamy domów (w końcu nie pierwsze raz jesteśmy u siebie), a jemy dobre rzeczy i gramy w gry planszowe (które uwielbiam!!!!!!!!!!). Na spotkanie u nas zdecydowałam się przygotować paelle z kurczakiem i krewetkami (przepisu nie będzie na razie, bo zapomniałam zrobić zdjęć :/), a na deser muffinki kawowo-czekoladowe. Wszystko wyszło pysznie (mam nadzieję)! 

poniedziałek, 17 listopada 2014

Super extra ciasto gruszkowo-czekoladowe

A.S.: Napisałam tego posta w czwartek, ale w całej ludzkiej (mojej) ułomności zamiast opublikuj wcisnęłam zapisz :/ Przepraszam!
Miałam ten przepis opublikować na Wszystkich Świętych, pamiętacie? Ale gofry weszły mi w paradę... Nie mniej jednak jest to przepis, którym muszę się podzielić, bo jest pyszny i prosty, a wygląda tak, że osoby częstowane nim będą w zachwycie nad waszymi umiejętnościami! Wszystko o co nam chodzi, prawda? Gości mieliśmy w piątek i na pewno na nich zrobiło wrażenie :) w sobotę także to ciasto cieszyło się wielkim powodzeniem. 
Gruszka jest takim owocem, który nie jest łatwy w cieście. Przeważnie dość soczysta leje się do ciasta i sprawia, że nie piecze ono się tak jak powinno. Jest dużo ciast z innymi mokrymi owocami, jak śliwki, truskawki, czy maliny, ale gruszki jakoś nie cieszą się takim powodzeniem, może ze względu na swój smak, który jest tak na prawdę dość słodki, ale nie za bardzo wyrazisty. W tym przepisie, może nie wydobywamy jakiś niesamowitych walorów smakowych gruszki, ale dzięki temu, że jest otoczona dość wytrawnym czekoladowym ciastem jej słodkość jest właśnie tym co sprawia, że w całości nasz deser ma smak niesamowity!


środa, 5 listopada 2014

Scratching the itch - gofry

Miało być o gruszkach i o Wszytskich Świętych, i o tym, że na weekend ciasto musi być, ale wstałam w złym humorze, więc będzie o gofrach. Wczoraj miałam straszliwą ochotę na gofry, więc zrobiłam je na kolację i myślałam, że dość, starczy, I've scratched the itch, ale nie... dziś nadal mam ochotę na gofry, a wczoraj z 12 jakaś połowa zadowalała mnie swoją chrupkością. Wiecie jak wszystkie, absolutnie WSZYSTKIE przepisy na gofry obiecują, że te będą pysznie chrupiące, a nie gumowe? No więc nie jest to prawda... nie wszystkie są chrupiące, a ja zawsze czuję się oszukana! Bo co to ma być za gofr, który zamiast być sztywnym i chrupiącym smętnie zwisa Ci z ręki?! Wczoraj odkryłam, ale jest to tylko wynik jednokrotnego badania, więc będę podejmowała dalsze próby z tym przepisem, iż chrupkość gofra nie zależy tyle od przepisu (choć pewnie są takie, które nawet spalone będą gumowe), a od czasu pieczenie i nie należy ufać wbudowanemu termostatowi, który kłamie! Ja mam gofrownicę o mocy 1000 W i czytałam, że o mniejszej mocy to nawet nie opłaca się kupować. Jeśli kolejne badania nie wykażą, że gofry nie tylko chrupiące wychodzą z maszyny, ale pozostają chrupiące to kupimy nową gofrownicę :). W takiej gofrownicy jak moja gofry muszą piec się 3 minuty, w przeciwnym razie na pewno nie będą chrupiące! Można naturalnie otworzyć i sprawdzić stopień zarumienienia, u mnie te pieczone 3 minuty były chrupiące, te pieczone zgodnie z termostatem - nie.

poniedziałek, 3 listopada 2014

Charlotte - chleb i wino

Postanowiłam nowy cykl zapoczątkować! Raz od czasu do czasu (nie regularnie) będę Wam mówiła gdzie jadłam i czy było dobre...Myślę nad nazwą cyklu, więc uzupełnię ją w późniejszym terminie.


środa, 29 października 2014

Jesienna pora na pora

Wiem, wiem... Obiecałam i co? I znowu mija 20 dni bez nowego przepisu. W ramach przeprosin dziś będą dwa - na dwie wspaniałe sałatki z pora.
Gdy nadchodzi taka jesień jak była wczoraj, mamy wrażenie, że, co najmniej, przez najbliższe pół roku nie zjemy nic dobrego warzywno-owocowego. No chyba, że będą to pomarańcze! Mgła jest przecudna i romantyczna, i nie jest w ogóle przygnębiająca, ale trudno jednak sobie wyobrazić jędrne warzywa rosnące pod jej ciężarem. Chwała bogu, że deszcz nie pada... Widok z mojego okna jest wtedy dołujący jak nic innego... Zawsze wtedy mi się marzy wysoki blok (ot, choćby katowickie "gwiazdy") z widokiem na pięknie oświetlone miasto... ale nie ja mam obrzydliwe dwa domy moich sąsiadów, które przez 26 lat mojego życia otynkowania się nie doczekały.


niedziela, 5 października 2014

Muffinki z tzw. miękkimi polskimi owocami, tj.: z malinami, choć borówka amerykańska będzie także idealna

Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, że tak haniebnie zaniedbałam tego bloga przez ostatni miesiąc, tylko fakt, że pisałam opowiadania na dwa konkursy literackie i  bardzo dużo czasu zajmowało mi to, plus później edycja tekstów i na koniec jeszcze trzeba wysłać i się stresować. Do tego jeszcze cały czas piszę moją książkę, a standardowe obowiązki domowe też zabierają trochę czasu. W każdym bądź razie - przepraszam! Nie mogę obiecać, że to się nie powtórzy, ale postaram się, żeby takie wypadki nie następowały zbyt często.
Koniec września i początek października jest takim okresem, kiedy jeszcze mamy dobre polskie tzw. miękkie owoce, ale już pojawiają się także południowe cytrusy. Dzisiejszy przepis jest jednym właśnie z tych, który ten czas potrafi idealnie wykorzystać. Ciasto na bazie pomarańczy jest wspaniałe, delikatne, rozpływające się w ustach, a kwaskowatość owoców dodaje tylko muffinkom uroku.



czwartek, 11 września 2014

Koniec Sierpnia - Koniec Lata - Tarta z pomidorami

Nie lubię końca sierpnia... Nie lubię końca lata. Nie lubię, w sumie, jesieni. Chyba, że jest łada. Taka "Złota Polska jesień". Taka pogoda jaka nawiedza nas przez ostatnie kilka dni (wyłączając z tego sobotę) nie odpowiada mi w najmniejszym stopniu. Poza siedzeniem na fotelu z herbatą nie ma ŻADNYCH plusów ulewnego deszczu. Teraz w prawdzie nie pada, ale jest szaro i buro, i niczego człowiekowi się nie chce. Errata: spać mu się chce! Na obiad chyba focaccia z oliwkami, więc muszę iść po czarne oliwki do sklepu. Wczoraj był pęczak z sosem grzybowym, bo nasi sąsiedzi, zapaleni grzybiarze, kolejny raz obdarowali nas miską prawdziwków. Pycha! Ale nie w nadmiarze. Dobra rada jak gotujecie pęczak - jest bardziej zapychający niż się wydaje, ugotujcie mniej niż gotowalibyście, np. kaszy gryczanej. Poza tym jest pyszny i zupełnie niesłusznie traktowany po macoszemu przez polskich konsumentów, wszak ma więcej wartości odżywczych niż inne kasze!

środa, 3 września 2014

Focaccia z oliwkami - włoski chleb zastępczy (lub pizza jak kto woli)

Wiecie jak to jest, gdy macie na coś bardzo, bardzo, bardzo ochotę i już kiedyś jedliście wyrób gotowy i nie smakował wam, aż tak bardzo, ale jesteście przekonani, że gdyby zrobić to danie samemu na pewno byłoby genialne? Ja mam tak z focaccią z oliwkami. Pierwszy raz próbowałam ją w Hiszpanii, więc stwierdziłam, że nie powinno to determinować tej potrawy jako średnio dobrej. Drugi raz jadłam focaccię w Gliwicach i już było lepiej, ale byłam (i jestem) przekonana, że da się ją zrobić jeszcze lepiej. Przeszukałam różnego rodzaju włoskie książki kucharskie oraz internet w kilku językach i stworzyłam własny przepis, bazując naturalnie na tym co przeczytałam w innych miejscach. Nie bójcie się ciągle jest to włoska focaccia... nie jest to najbardziej skomplikowana rzecz na świecie, więc modyfikacje nie wpływają na jej jakość. 

piątek, 22 sierpnia 2014

czwartek, 21 sierpnia 2014

Weekendowe Muszelki

Jest sprawą powszechnie znaną, że na weekend bez odpowiedniej "wałówki" wyjechać nie można. Szczególnie jeśli miejscem docelowym jest chata na końcu świata w górach. W takim właśnie miejscu spędziłam długi weekend sierpniowy. Może hacjenda w której byliśmy nie jest tak do końca na końcu świata, ale wystarczająco daleko od cywilizacji, żeby odpowiednia aprowizacja była uzasadniona, wszak nikomu do głowy by nie przyszło w sobotę rano biec godzinę na dół do "centrum" po świeże pieczywo, czy ciasto (nie wspominając o tym, że potem, tak bez śniadania, trzeba wdrapać się  z powrotem do góry...). 



wtorek, 12 sierpnia 2014

Gdy potrzebna czekolada :)

Gdy jestem w złym humorze nie ma aż tylu rzeczy, które są w stanie mi go poprawić (a już pytanie co mi jest i dlaczego jestem zła ma skutek przeciwny do zamierzanego!). Na czele listy poprawiaczy humoru znajduje się czekolada, a już absolutnym hitem jest czekolada w połączeniu z paluszkami (precelkami) i coca-colą! Nie ma lepszego lekarstwa na chandrę! Wada tego sposobu polega na tym, że albo trzeba mieć sklep blisko domu, albo zawsze czekoladę w kredensie... Jest też inny sposób na pozyskanie trochę glukozy z magnezem, a mianowicie upieczenie ciasta czekoladowego. Jest na takie ciasto wiele przepisów: z bardziej lub mniej czekoladowym efektem, ale skoro nie mamy czekolady, że zjeść ją samą to tym bardziej nie mamy jej tyle, aby wepchać ją do ciasta, prawda? Irytująca niezmiernie jest taka sytuacja! A, że sklepu nietu to musimy czymś super czekoladowe ciasto zastąpić i tu już nie ma lepszego sposobu niż tradycyjne (mniej lub bardziej) brownie, czyli murzynek, gdzie z powodzeniem używamy kakao. Przepis, który mam dziś dla Was jest prosty jak zagotowanie wody, szybki i niezawodny. Będzie także doskonałym podkładem pod krem i galaretkę, jeśli chcemy pójść w bardziej fancy wersję. To co? Zły humor was gnębi? Do dzieła!! 
Ach! Zdjęcie pochodzi z konkursu, w którym brałam udział, i ma przedstawiać czapkę Sherlocka Holmesa :)

niedziela, 3 sierpnia 2014

Grecki Styl

Chyba nie ma osoby, która nie lubiłaby wakacji. Czy to zimowych czy letnich. Tak jak zimowe ferie kojarzą nam się z górami i grzanym winem, tak letnie to zimne piwo i słońce. Sceneria letniego wypoczynku jest dowolna, choć z pewnym ukierunkowaniem na morze i plażę. Jeśli pomyśleć o wakacjach z biurem podróży to przeważnie od razu nasuwają nam się dwie destynacje: Egipt i Grecja. Nie byłam ani tu, ani tu, ponad to do Egiptu się nie wybieram, a gdybym miała dowolną ilość gotówki to wybrałabym się raczej na Bora Bora (bo mam takie marzenie o wakacjach w tych domkach co na wodzie stoją... ach! Jak już będę sławna i bogata to pojadę! Nie wiem jak to wygląda na prawdę, ale wyobrażam sobie, że wstaję rano i siup do wody!), niż do Grecji, choć kiedyś do Grecji chciałabym pojechać w końcu to jedna z kolebek naszej kultury.

The Science of Cooking: sos beszamelowy

Bez większych wstępów najprostszy przepis na sos beszamelowy.

Będą Wam potrzebne:


  • łyżka margaryny,
  •  łyżka mąki, 
  • kostka rosołowa /ewentualnie/ lub sól, pieprz
  • ok. 1/2 l mleka, lub więcej jeśli dużo sosu potrzebujecie, ale wtedy zwiększcie ilość mąki i margaryny trochę
  • gałka muszkatołowa



Przygotowujemy sos beszamelowy na wolnym ogniu: topimy margarynę, a następnie rozpuszczamy w niej kostkę rosołową (można opuścić ten etap, jeśli ze względów zdrowotnych lub/i ideowych nie używamy rosołu w kostkach; w takim wypadku gotowy sos beszamelowy należy doprawić solą i pieprzem). Dodajemy łyżkę mąki i chwilkę podsmażamy, aby spęczniała. Kolejno, przy pomocy trzepaczki, rozprowadzamy mąkę w mleku, tzn.: do garnka z podsmażoną mąką po trochu wlewamy mleko i intensywnie mieszamy trzepaczką, aby pozbyć się grudek. Postępujemy tak, aż zużyjemy całe mleko, lub powstanie pożądana przez nas ilość sosu. Całość zagotowujemy i doprawiamy gałką muszkatołową.

poniedziałek, 28 lipca 2014

Gluten-free Oh Cooking

Nie mam żadnej alergii pokarmowej. Na szczęście! Wyobrażacie sobie co by to było gdybym miała nietolerancję np. laktozy, albo tego nieszczęsnego glutenu?! Ja nie! Nie to, żebym nie wiedziała o istnieniu takich przypadłości - w końcu w Leon moja współlokatorka Katrina cierpiała właśnie na glutenową nietolerancję, ale nigdy nie zaprzątały one zanadto mojej głowy, a już na pewno nie zastanawiałam się nad smacznymi potrawami, które byłyby pozbawione właśnie glutenu. 



sobota, 26 lipca 2014

O tym, dlaczego ciasto drożdżowe to risky business, gdy na dworze 30 st.

Ciekawe ile w tym roku lato potrwa? Jak myślicie?  Czy na długi weekend sierpniowy będzie pogoda? Ja mam nadzieję, że tak, bo mam plany. Niezbyt ambitne ale zawsze to plany (chyba, że dostanę pracę w Londynie - w takim wypadku plany są inne, ale także na wyspach życzyłabym sobie przyzwoitej pogody :-)
Nie opublikowałam nic od jakiegoś czasu z prostego powodu: przy tej temperaturze nie tylko ciasto drożdżowe nie chce współpracować - mój mózg niestety nie zachowuje się wiele lepiej :P W skrócie jeśli jest za zimno ciasto drożdżowe nie wyrośnie, natomiast jeśli jest za ciepło będzie się rozpuszczać (trochę). Z dwojga złego chyba lepiej, że rośnie i nie chce współpracować jeśli chodzi o, hmm, wizualną część, niż jeśli nie rośnie i jest twarde po upieczeniu.
Jako, że jak wspomniałam sklecenie porządnego wstępu graniczy z cudem teraz dla mnie (a dodatkowo moje moce twórcze przeznaczam na dwa inne projekty pisarskie, plus szyję sobie nową pościel) bez dalszego przedłużania podaję przepis na te wspaniałe, wspaniałe włoskie drożdżowe rogaliki!!

czwartek, 17 lipca 2014

Bezmięsny piątek

Nie zastanawiało Was kiedyś dlaczego w naszej kulturze tak głęboko zakorzenione jest niejedzenie mięsa w piątek?  Znam jakby genezę takiego postępowania, zastanawia mnie jednak dlaczego jest to tak głęboko w nas, dlaczego do tego stopnia jest to ważne,  że czujemy się nie do końca "swojo" łamiąc ten przepis (większość osób przynajmniej, bo ja czuję się świetnie łamiąc wszelkie przepisy :-P). Osobiście nie miałabym nic przeciwko spaghetti bolognese lub schabowemu w piątek, no ale nie gotuję tylko dla siebie, więc bezmięsny obiad w piątek it is. 


wtorek, 8 lipca 2014

Kolorowe muffinki, czyli co piec gdy na dworze jest gorąco

Ufff... tak gorąco! Wspaniale! Uwielbiam lato i uwielbiam upały. Taka pogoda jaka była te ostatnie kilka dni to moja ulubiona pogoda, do pełni szczęścia brakuje mi tylko morza i plaży. Jednak jak się nie ma co się lubi to się lub co się ma :D Można cały dzień (jak się nie pracuje :P) spędzić w ogródku, a do ogródkowego lenistwa potrzebny jest odpowiedni prowiant. Słodkości nie są może optymalnym pożywieniem, ale whatever! 
Muffiny, które dziś Wam zaproponuję chodziły za mną już od dłuższego czasu... od kiedy znalazłam przepis na tort dla M. i w rogu było zdjęcie tych uroczych babeczek. Moje polane są lukrem, bo 30 stopni, pluch chciałam wypróbować fioletowy barwnik, którego moc jest wielka! Sypnęłam szczyptę, a lukier przybrał kolor bardzo ciemno fioletowy...
Muffiny są chyba najprostszym do przygotowania słodkim poczęstunkiem - wystarczy wieszać, i to nie za bardzo, żeby nie były zbite, i gotowe! W tych utrudnieniem drobnym jest kwestia kolorowości - trzeba tak posypkę wymieszać, aby się nie rozpuściła. Poza tym trzask! prask! i gotowe :)
Dziś taki króciutki wstęp, bo śpieszę się jak mogę, aby na mecz zdążyć, a jeszcze truskawki na dole czekają :)

czwartek, 3 lipca 2014

Test na pizzę

Wierzę w uniwersalne przepisy. Ich uniwersalność ma polegać na tym iż bez względu na dodatki będzie smakować dobrze. Taki właśnie powinien być przepis na ciasto na pizzę. Tak wiem, że istnieją przepisy na pizzę chrupiącą, nie cienkim cieście i na taką na puchatym cieście, i w ogóle różne, ale jestem przekonana, że dobrze mieć na podorędziu taki przepis, który wiemy, że zawsze, ale to zawsze wyjdzie. Jakiś czas temu podzieliłam się już moim ZŁOTYM przepisem z prawdziwej włoskiej kuchni... i nie mam wątpliwości, że jest to przepis prawie perfekcyjny! (Pozostawiam sobie margines błędu na odkrycie lepszego) Niemniej jednak nie ustaję w dążeniu, aby raz po raz zadziwić Was i samą siebie, i próbuję, próbuję, próbuję kolejne przepisy... a potem jeśli przejdą test pozytywnie dzielę się nimi z wami :)
Dzisiejsza pizza smakowała mi wielce... ciasto może nie zastąpi mojego ulubionego, ale jest wystarczająco dobre, żebym mogła Wam je polecić, a składniki przybrania pizzy są och! zaskakujące i pyszne... (choć moja mama zastanawiała się dobrych kilka minut "Dlaczego to tak orzechami smakuje?!", nie smakowało jakoś przesadnie tymi orzechami - mówię Wam). 
Ach! ale zanim przepis podzielę się jeszcze z Wami prywatą... jesteśmy w trakcie malowania domu i w tym tygodniu był malowany mój pokój... Dziś postanowiłam dokończyć dzieła reorganizacji i zawiesić obrazy :) Próba powiodła się w myśl zasady "chciałam dobrze, a wyszło jak zwykle", czyli wraz z haczykiem (który w innych domach działa świetnie), przyklejonym na ścianę, po zawieszeniu obrazu odpadł kawałek ściany... akurat, oczywiście, w miejscu połączenia pasków (tak mam pokój pomalowany w paski). Dobrze, że fachowiec wraca jeszcze w poniedziałek....

środa, 2 lipca 2014

Połowa roku - ciasto z okazji święta: cytrynowe makaroniki

Niebezpiecznie zbliżyliśmy się do połowy tego roku 2014. Miał to być rok przełomowy w moim życiu, tak przynajmniej czułam gdy o 00:05 popijałam 2 kieliszek szampana i dojadałam resztki sylwestrowej kolacji. Nigdy nie byłam z tych co obsesyjnie pragną świętować koniec i początek roku. W swoim 25-letnim życiu byłam na kilku imprezach sylwestrowych i żadna nie utrwaliła mi się jakoś niezwykle. Może ta spędzona w Krakowie, gdzie byłam świadkiem epickich rozstań i pączkowania nowych romansów, sama pozostając chłodnym obserwatorem (znałam tylko gospodarza, a bardzo społeczna to ja nie jestem, więc... ekhm). W każdym razie u progu Nowego Roku miałam nadzieję, że znajdę super pracę (w Londynie!!), a reszta jakoś sama się ułoży... Na razie ciągle mieszkam w Polsce i powoli piszę moją książkę, w międzyczasie gotując pyszności dla mojej rodziny, którymi później dzielę się z wami. 
Skoro jednak już ustaliłam, że zbliżamy się do połowy roku 2014 postanowiłam ten fakt uczcić (choć kiedy dokładnie połówka wypada nie wiem i raczej nie będę sprawdzać, żeby się nie załamywać). Nie ma lepszego sposobu, by coś uczcić niż upieczenie jakiegoś dobrego ciasta. Wyborów było kilka, do końcowej rozgrywki trafiły waniliowe, kolorowe muffinki z waniliowym kremem, monkey bread i żółte makaroniki. Wszystkich 3 rzeczy nie mogłam na raz upiec, więc zdecydowałam się na żółte makaroniki, głównie dlatego, że już od dawna chciałam ich spróbować (tak, wyjście do cukierni nie wydaje mi się najprostszym rozwiązaniem).


piątek, 27 czerwca 2014

Tort

Piekę właśnie malinowo-czekoladowy tort urodzinowy dla mojej siostry... trzymajcie kciuki! :)
Update: 3 blaty gotowe - studzą się! Jutro ciąg dalszy, czyli krem kakaowy i dekoracja! :)


Jeden surowy blat

3 upieczone blaty
Update 2: Gotowy tort urodzinowy:



czwartek, 26 czerwca 2014

Wyborne Śniadania - Pancakes

Zauważyłam, że nie dość, że zaniedbuję na moim blogu mój słodki ząb (czy w języku polskim istnieje w ogóle takie wyrażenie? czy jest to kalka z języka angielskiego?) to jeszcze bardzo poważnie zaniedbuję tak ważny posiłek jakim jest śniadanie! Postanawiam to niniejszym naprawić i, jeśli to tylko możliwe, nadrobić moje zaległości. A wiem, że nie będzie to proste!
Przepis ten towarzyszy mi o tak wielu lat, że nawet nie jestem pewna, kto pierwszy nakarmił mnie Pancake'ami (chyba była to moja kuzynka Karolina :)). Jest to jedno z moich ulubionych śniadań na słodko i na ciepło. Chyba nie ma osoby, która odmówiłaby sobie tych małych słodkawych placuszków, które można, za przykładem Brytyjczyków, smakować również z bekonem, choć, statystycznie, nasz polski naród preferuje je z miodem, cukrem lub dżemem. Częstowałam już nimi wiele osób i wszystkie, jak jeden mąż, rozpływały się w zachwytach nad ich smakiem.

środa, 25 czerwca 2014

Burgery prawdziwie australijskie

W czasie mojego pierwszego pobytu a Hiszpanii, gdy przez rok mieszkałam w Leon tak się zdarzyło, że przez pół mieszkałam z Katriną z Australii. Niesamowita dziewczyna! Zawsze w dobrym humorze, zawsze chętna do pomocy... do końca życia będę pamiętać jak wróciłam z imprezy (ok 5 rano) i Katrina, wróciwszy wcześniej, siedziała u siebie w pokoju (który miała obok łazienki) i jakoś tak zaczęłyśmy rozmawiać: ja ciągle w kurtce, ona w spodniach z pidżamy i staniku. Siedziałyśmy chyba do 8 rano i gadałyśmy :) W każdym razie, pewnego wieczoru Katrina postanowiła zrobić nam kolację i właśnie poczęstowała nam burgerami takimi jak robi jej mama. Jako, że tak Katrina, jak i jej mama, mieszkają w Australii to wmawiam sobie, że właśnie takie burgery są najbardziej typowymi burgerami australijskimi. Nigdy nie poszukiwałam innego przepisu, bo te uwielbiam, ubóstwiam, jestem nimi zachwycona! Nie jest to, broń boże, dietetyczne jedzenie, ale chyba czasem warto sobie pozwolić na taką rozpustę!

piątek, 20 czerwca 2014

Zakupy, zakupy, zakupy....

Pojechałam dziś do IKEi na zakupy. Miałam kupić karnisze. Kupiłam formę na tartę z wyciąganym dnem!! Od już bardzo długiego czasu chciałam taką mieć, ale te które widziałam nie podobały mi się (bo były dość tandetnie zrobione). Ta forma na tartę jest perfekcyjnie piękna :) Czerwona z zewnątrz, a teflonowo srebrna w środku :) Yay! Nie mogę się doczekać próby... Miała być jutro z quiche lorraine ale nabrałam ochoty na prawdziwie australijskie hamburgery, więc do niedzieli co najmniej przyjdzie jej czekać :)
Ach!! I w Biedronce kupiłam sobie formę do pieczenia bagietek!!!! YAY!!!!! *.* Wypróbuję jutro i Wam powiem. :-)


P.S. Karnisze też kupiłam :P

czwartek, 19 czerwca 2014

Muzyka do gotowania

Dodałam nową stronę u góry z lewej strony: Muzyka do gotowania. Będę tam publikować muzykę przy której gotuję :) Bo nie ma gotowania bez odpowiedniego podkładu muzycznego! :)

The Science of Baking: w drodze do idealnego placka - 2. drożdże

W części drugiej naszego cyklu poświęconego tajnikom kuchennym bardzo krótko przyjrzymy się drożdżom.  Wszyscy wam pewnie nie raz mówili,  że ciasto drożdżowe jest bardzo trudne i łatwo da się nie zepsuć - nie wiem.  Właśnie dyskutowałam z Mamą o tym co trzeba zrobić żeby wyszedł nam zakalec i nie udało nam się wymyślić takiego błędu, który spowodowałby katastrofę. Nie wierzę w fazy księżyca czy miesiąca na pieczenie placka drożdżowego - zabobony, ot co! 

środa, 18 czerwca 2014

Nie jestem wegetarianką, ale....

Nie lubię mięsa. Nie w smaku, smak jest ok, bywa, że nawet wspaniały,  smak lubię.  Problem pojawia się gdy muszę je przygotować.... nie to że nie umiem, umiem, ale bardzo nie lubię faktury mięsa,  nie lubię go dotykać i wycinać żyłek tłuszczu. Horrorem dla mnie są udka z kurczaka, a cała kura w ogóle odpada (no chyba, że nie mam wyjścia...). O! lubię mięso mielone... Mięso mielone nie wymaga pracy,  a co za tym idzie zbyt dużej ilości macania go ;-) W moim domu bardzo rzadko je się mięso jeśli to tylko podlega mojej decyzji.  Na szczęście nie ma nikogo kto by się sprzeciwiał takiemu stanowi rzeczy... bo nie wiem co by było :-P 

Bardzo często za to mamy makaron. Różnego rodzaju z różnymi sosami. Dziś zaprezentuję Wam przepis na pierwszą Lasagne wegetariańską (druga jest w prawdzie nie do końca wegetariańska,  ale o tym kiedy indziej :-))

Jesienne ciasto dyniowe, czyli Mistrzostwa Świata w Brazylii trwają

Lodowe ciasto dyniowe upiekłam prawie dwa tygodnie temu (w piątek) na pocieszenie, choć już nie pamiętam dlaczego miałam zły humor... A, że teraz w czasie Mistrzostw Świata nie mam aż tyle czasu na kulinarne rewolucje, więc po kolei będę pisała o pysznych rzeczach, które zrobiłam już jakiś czas temu, a nie opublikowałam, bo... nie. 

wtorek, 17 czerwca 2014

Sałatkowy zawrót głowy cześć dalsza

Pogoda ciągle nam sprzyja na grilla, więc i grillowych przepisów nie dość :-) Jak już wspominałam mięsna cześć (+rozpalanie grilla) nie są moją najmocniejszą stroną (choć nie omieszkam się z nimi także zmierzyć sooner than later)... ale sałatki to chyba mocna strona każdego, nawet laika! Dzisiejsza sałatka jest bardzo zaskakująca tak w smaku jak i w składzie.  Po przeczytaniu pewnie stwierdzicie,  że aa aaa to nie może być dobreA jednak jest ona wspaniała w smaku, bardzo prosta i idealna jako dodatek do mięs i ryb!
Suma summarum niech nie zniechęca Was dziwny skład i ogólna niechęć do pietruszki, bo ta sałatka (surówka?) jest wspaniała w smaku!!

Szpinakowa zieleń

Ten post dedykuję w całości Eunice, która prosiła mnie o przepisy na szpinak :) To jest mój ostatnio ulubiony przepis szpinakowy, bo jest lekki i wiosenny (letni? chyba letni, biorąc pod uwagę panującą temperaturę :)
Szpinak jest super warzywem, można go jeść ugotowany i na surowo, mrożony też jest dobry, nie traci koloru pod wpływem obróbki termicznej i zawiera wiele witamin, co jest niesamowicie istotne! Nie. Hodowcy szpinaku nie zapłacili mi za reklamę :) Po wielu latach głębokiej nienawiści do tego warzywa odkryłam jego dobrą stronę i moje uwielbienie jest ogromne! Tak ogromne, że podczas rocznego pobytu w Leon w Hiszpanii co najmniej raz w tygodniu jadłam makaron ze szpinakiem (także dlatego, że było to najtańsze danie :)). 


poniedziałek, 16 czerwca 2014

Moje ulubione zioło

Generalnie lubię "świeże" przyprawy do moich dań, dotyczy to także ziół. Niektóre zioła są łatwe w uprawie, podczas gdy innym nie wystarczy mokra ziemia i odrobina słońca. Na oknie w moim pokoju (jedyny parapet w domu, gdzie prawie cały dzień świeci słońce) stoi miska z 5 doniczkami z ziołami (takimi kupionymi w supermarkecie) i jedna duża donica, gdzie posadziłyśmy sobie kolendrę oraz, prawie całkowicie zagłuszoną przez sąsiadkę, bazylię. Zioła, które kultywujemy (hahaha takie ładne słowo, choć zupełnie nie wiem, czy słusznie je tu używam - SJP mówi, że dotyczy wybranych roślin, ale jakich tego nie określa) to te z łatwiejszych w uprawie, ale jednocześnie tych, które najczęściej używa się w kuchni, tj.: szałwie, duża bazylia (prawie całkowicie ogołocona do dzisiejszego przepisu), pietruszka, kolendra (też prawie już zużyta) i tymianek (oh matko! jak ja uwielbiam świeży tymianek!). Zawsze powtarzam, że przyzwoitość kuchenna nakazuje jak najczęściej używać świeżej bazylii, bo jej smak jest 3 razy intensywniejszy niż takiej suszonej. Nie to, że jest coś złego w suszonej bazylii, nie... Po prostu taka świeża jest lepsza. Tak samo, jak lepszy jest świeżo zmielony pieprz, ale tego nie będę chyba powtarzać, bo moja dewiza z nagłówka :)

środa, 11 czerwca 2014

Pyszny powód dla którego wczoraj nic nie opublikowałam...

Nie mam wiele na swoje usprawiedliwienie... nawet zaczęłam go tworzyć (o szpinaku miał być/będzie), ale nie byłam w stanie go dokończyć. Jedna sprawa, że nie miałam już weny o 23, a druga, że wcześniej tego wieczoru przygotowałam wspaniałego drinka, który przyjemnie szumiał mi w głowie (ale uniemożliwiał prawdziwe skupienie się na pisaniu :))
Jest to kolejny przepis, który mogę umieścić w kategorii truskawkowe szaleństwo :) Ostatnie dni były bardzo ciepłe co zaowocowało (pun totally intended) najsłodszymi truskawkami. Pani która mi je sprzedawała nie była najmilsza i na dodatek z 1 koszyka musiałam wyrzucić 15 zepsutych truskawek, ale all in all bardzo się cieszę, że je kupiłam, bo dzięki nim mogłam sobie przypomnieć jak bardzo mój plebejski gust lubi, tak zwanego, ruskiego szampana :) 
Prawdą jest, że dotychczas szczyciłam się raczej mocną głową, więc do końca nie rozumiem dlaczego mi w niej zaszumiało :> Może to słodycz truskawek, a co za tym idzie duże tempo spożycia (hahahahaha :P) spowodowały taką reakcję mojego mózgu. Przepis dla osób 18+, ale podam też wersję dla dzieci :)
A w ramach przeprosin, że przez 5 dni nic nie publikowałam pod przepisem na Rossini coś jeszcze dobrego do picia. Nie przegapcie!


czwartek, 5 czerwca 2014

Cebulowy zawrót głowy

Pogoda nas nie rozpieszcza... to jest fakt. Dziś rano obudziłam się do pięknego słońca (co zaowocowało wpisem o poprawie pogody), a do teraz były tu już 3 ulewy... i jedna mini burza. Nie wiem co mam myśleć, ale takie zachwianie pogodowe każe mi zawsze wątpić w to, że kiedykolwiek będzie lato. Nawet moje zioła na parapecie nie chcą tak dziarsko rosnąć jak zwykle... Teraz siedzę pod kołdrą i zastanawiam się czy przepis na pożywną i krzepiącą Włoską zupę cebulową to jest to o czym powinnam pisać. W zanadrzu mam dla was przepis na wspaniałe brytyjskie sconsy oraz 2 rodzaje dżemów, które wczoraj robiłam... 
Skłaniam się ku zupie, bo właśnie całkiem niedawno ją zjadłam i przepełniona radością i zachwytem nad jej smakiem nie mogę się doczekać, żeby podzielić się serketem jej przygotowania.

The Science of Baking: w drodze do idealnego placka - 1. ubijanie piany z białek

Pieczenie nie jest prostą rzeczą. Powie Wam o tym każdy, kto kiedykolwiek w swoim życiu musiał lub chciał coś upiec - możesz co do kropki zrobić wszystko tak jak w przepisie, a drożdżowe i tak nie wyrośnie lub kruche zamiast kruche będzie gumowe. O tym, że suflet upadnie, a z sernika będzie się lała woda nie wspominając.  Jest jednak kilka kroków, czy trików, które zasadniczo mogą ułatwić wam życie w kuchni (szczególnie to około pieczenia ciasta), a o których nie zawsze autorzy przepisów pamiętają, żeby wspomnieć. Nie pamiętają lub nie chcą o nich pisać, bo zakładają, że osoby sięgające po ICH przepis zjadły zęby na pieczeniu i coś takiego jak fakt, że kruche ciasto należy podpiec przed rozłożeniem na nim owoców, jest oczywiste. (Tak to mnie się zdarzyło jak miałam 14 lat, a mamy nie było w domu, żeby mi powiedzieć :P Nie wstydzę się moich porażek).

Rabarbarowa lemoniada orzeźwiająca

Skoro wróciła do nas ładna pogoda (?!) to z czystym sumieniem mogę wam polecić kolejny grillowy przepis, tym razem na coś do picia. Już kilkakrotnie zauważyłam, że wiosna/lato to mój ulubiony okres nie tylko ze względu na temperaturę, ale także, a może przede wszystkim, ze względu na dostatek i różnorodność dostępnych warzyw i owoców. Rabarbar jest tym warzywem, które ma dla mnie wyjątkowo domowe i ciepłe skojarzenia. W przeciwieństwie do groszku czy szpinaku, chyba nigdy nie słyszałam o tym, żeby rodzice/dziadkowie męczyli swoje dzieci do zjedzenia go pod pretekstem zdrowotności :) Chyba już przy okazji tarty zachwycałam się jego słodko-kwaśnymi walorami, które w ciastach mają szczególne zastosowanie. Te same walory sprawiają, że sam pomysł zrobienia z niego napoju, wydaje się być cudowny. Naturalnie można ugotować kompot, ale to takie codzienne... Na grilla, szczególnie jeśli przychodzą goście trzeba przygotować coś niezwykłego, niecodziennego! Stąd pomysł na Lemoniadę Rabarbarową!

wtorek, 3 czerwca 2014

Gdy na dworze szaro, buro...

Gdy na dworze szaro, buro i wystawienie dużego palca u nogi za drzwi (żeby było dramatycznie, ale niezbyt tragicznie) wydaje się nadludzkim wyczynem trzeba znaleźć jakieś miejsce w którym moglibyśmy się pocieszyć. Łóżko zawsze wydaje się być dobrym rozwiązaniem (nie, nie! robimy herbatę i czytamy książkę... pfff!), najlepiej takie z widokiem na świat! Dla mnie zawsze rozwiązaniem jest kuchnia, bo skoro za oknem szaro to choć na stole może być kolorowo.
Choć podczas obróbki termicznej większość zielnych warzyw traci swój żywy, świeży kolor to są takie, w innych kolorach, które nawet po ugotowaniu kuszą kolorem. Jednym z takich warzyw jest kukurydza. Gotowana na parze kukurydza lekko posypana solą to już kulinarne niebo (dla tych co lubią jej słodkawy smak), ale zamieniona w zupę - to już zupełnie inny poziom uwielbiania!
Zanim zrobiłam ją pierwszy raz spotkałam się z dużą ilością powątpiewania ze strony... wszystkich właściwie. Nie wiem co w stwierdzeniu zupa kukurydziana  jest takiego, że każe ludziom nie dawać wiary w jej niebiański słodko-ostry smak. Moi drodzy nic bardziej mylnego, nie wątpcie w jej smak - jest to jedna z najlepszych zup na świecie (w jednej linii z zupą serową i zupą indyjską).

Zupa kukurydziana z kleksem z pesto

Domowe pesto ziołowe - idealny dodatek do wszystkiego

Są takie rzeczy, które każdy powinien mieć w kuchni: miarka, waga, ostry nóż, tarka, co najmniej jedna patelnia i jeden garnek, trzepaczka, czy deska. 
Są takie rzeczy, które każdy powinien mieć w lodówce i domowe pesto ziołowe jest jedną z nich. Pytanie dlaczego nie jest tu odpowiednią strategią, więc nawet nie próbujcie...
Zielone, ziołowe pesto jest rzeczą (potrawą) wspaniałą i można je przechowywać w lodówce nawet 2 tygodnie (choć u nas nie ma szans na dotarcie do limitu... ba! u nas jego obecność w lodówce nie przekracza nawet tygodnia). Pasuje zarówno do makaronu (bardzo tradycyjna włoska potrawa jakbyście nie wiedzieli), jak i do kanapek. Można posmarować nim tosta i polać kawałek mięsa, sprawdza się fantastycznie w zupie kukurydzianej (będzie przepis już niedługo :P zapomniałam o niej i teraz dzięki pesto przypomniało mi się czego jeszcze z pyszności nie było na blogu!), a z pewnością są takie osoby, które i do masła orzechowego by je dodały (Amerykanie wiele różnych kombinacji z masłem orzechowym robią, więc nic już mnie nie zaskoczy :))

Zupa kukurydziana z kleksem z domowego pesto

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Moje chlebowe przygody - część I: Chleb drożdżowy z pesto

Od niepamiętnych czasów poszukuję przepisu na chleb idealny. Jeśli miałabym być całkiem szczera nie jestem właściwie pewna czym dla mnie jest chleb idealny, więc, tak jak z poszukiwaniem pracy: nieumiejętność sprecyzowania celu utrudnia poszukiwania. Jedno jest pewne: całodniowe oczekiwanie, skomplikowany proces twórczy i nieprzeciętnie duża ilość gotowego produktu zniechęcają mnie!
Miałam kiedyś przepis na całkiem dobry chleb z ziarnami na zakwasie. Nawet czas przygotowania i pieczenia nie był zaporowy. Problemy z tym przepisem były dwa: 1) każdorazowo wychodziły 3 duże bochenki, czego nawet, wtedy  5 osobowa, moja rodzina nie była w stanie zjeść (chleb po 2 dniach robił się twardy i niesmaczny - jak każdy chleb z piekarni); 2) zakwas trzeba było "odświeżać" co, co najmniej, tydzień ("odświeżać" czyt. wymieszać ten przechowywany w lodówce z nową porcją ciasta chlebowego). Jedzenie tego chleb, o dość specyficznym smaku, w takiej ilości w jakiej wymagał tego proces twórczy było ciężkim wyzwaniem i chyba po 4 miesiącach daliśmy sobie spokój, plus byliśmy już nim strasznie znudzeni. 

Chleb z "żeliwnego garnka"

sobota, 31 maja 2014

Wiosna jarzyną stoi

Szparagi są jednym z moich warzyw (choć jest ich wiele, więc samo wyróżnienie nic nie znaczy ;)). Tradycyjnie z piekarnika są najczęstszym gościem na naszym stole, ale odrobina ekstrawagancji warzywnej jeszcze nikomu nie zaszkodziła, więc dziś przedstawiam Ciasto francuskie nadziewane szparagami i cukinią. Wydawałoby się, że jest to w miarę proste danie, a jednak nie wszyscy sobie dobrze radzą z ciastem francuskim. Problem polega na tym, żeby powstały słynne listki  w cieście po jego upieczeniu - sekretem jest wysoka temperatura piekarnika. Trzeba jednak bardzo uważać, żeby w efekcie nie spalić naszego dania :) Pyszne, proste (hahaha...) i bardzo, bardzo sycące!



Sałatkowy sezon grillowy

Maj odznacza się jeszcze jedną ważną rzeczą - początkiem sezonu grillowego. Przy dobrej pogodzie zaczynamy już w weekend majowy, a w wypadku niesprzyjającej aury przy pierwszej nadarzającej się okazji. 
Ja zwierzęciem grillowym nie jestem... Nie to, że nie lubię... Nie... W zasadzie od czasu do czasu lubię, ale nie za często i tylko pod warunkiem, że nie jestem odpowiedzialna za rozpalanie w/w grilla - nie umiem. Pamiętam, że na moje 20-któreś urodziny (jedyny raz kiedy organizowałam większą imprezę dla znajomych) zaplanowałam grilla... Nom... Dobrze, że mój kuzyn przyszedł wcześniej, bo chyba nic byśmy nie jedli :) Dziś w sztuce grillowej jestem bardziej wprawiona, ale samo rozpalanie i smażenie to ciągle nie moja dywizja. 

piątek, 30 maja 2014

Truskawkowe szaleństwo

W maju, w Polsce, najbardziej chyba lubię truskawki. Są one też w czerwcu i czasem nawet na początku lipca, ale te pierwsze, majowe niosą ze sobą nadzieję i obietnicę na dobry, słodki czas przed nami. Dlaczego zaznaczam, że w maju w Polsce? Z prostej przyczyny: w Hiszpanii truskawki można zjeść już pod koniec marca, a na południu utrzymują się one nawet w połowie listopada! Ot ci Hiszpanie fajnie mają!
Tegoroczne truskawki dla mnie nie niosły ze sobą nadziei na lepsze, ale na pewno ich duża ilość (i dość niska cena w poniedziałek: 4 zł za kg) poprawiły mi mój wisielczy nastrój.


Rabarbarowy sezon - część I

Wiosna w pełni, a więc czas na super wyjątkowe owoce i warzywa. Jednym z takich warzyw (tak, warzyw!) jest rabarbar. W Polsce tradycyjnie raczej używamy go w, nazwijmy to tak, domowym przemyśle cukierniczym. Jego kwaskowaty smak sprawia, że nasze słodkości nabierają zupełnie nowego i unikalnego waloru. W tym sezonie rabarbarowym na razie udało mi się wykorzystać go dwa razy i dziś podzielę się jednym z przepisów. 
Dlaczego rabarbar się nam dobrze kojarzy? Ponieważ jest to niewyszukane warzywo, rośnie w wielu ogródkach i nawet, gdy nie było specjalnie dużo pieniędzy w pierwszej połowie lat 90. na płody ogródka zawsze można było liczyć, a jednym z takich płodów był właśnie rabarbar.
Do dziś pamiętam kompoty z rabarbaru (nigdy, w moim odczuciu, nie dość słodkie) i ciasta drożdżowe z kruszonką i rabarbarem: to były chyba dwa najbardziej przebojowe sposoby wykorzystania rabarbaru u mnie w domu.
Tarta z rabarbarem, której przepis zaraz wam przedstawię, powstała dziś rano, gdy odkryłam, że mam jeszcze całkiem sporo łodyg ukrytych w szafce i jak najbardziej gotowych do zjedzenia (ukrytych w szafce, bo w sobotę wykorzystywałam rabarbar pierwszy raz w tym roku, część została i ktoś schował do szuflady, a ja zapomniałam... ot ci skleroza...).

Przepis jest silnie inspirowany przepisem na Tartę z rabarbarem Marty Gessler znalezionym w Wysokich Obcasach.



Mój ulubiony przepis

Każdy z Was ma na pewno jakiś swój ulubiony przepis, taki, który zawsze nam wychodzi, który lubimy powtarzać w nieskończoność, który nigdy nam się nie nudzi.

Ja też taki mam. Nie jest to przepis na najszybszy obiad świata, ale za to smak potrawy rekompensuje wszelkie niedogodności związane z oczekiwaniem. Moja rodzina (a przynajmniej moja siostra) to także wielbiciele tego przepisu, choć poza mną nikt jeszcze nie próbował zamienić go w postać jadalną. Możliwe, że tylko mnie wychodzi on tak smacznie, ale w to wątpię, ponieważ jest to kolejny przepis z tych dziecinnie łatwych i do wykonania przez każdego. Także do dzieła Moi Drodzy Pizzę czas zrobić! 

Przepis bazowy na ciasto pochodzi z książki Mamma Mia! Prawdziwa kuchnia włoska pióra Cristiny Bottari.
Jak widać na pizzy są dwa rodzaje sera: jakiś zwykły żółty i rokpol*, to właśnie tłusty rokpol sprawia, że pizza jest bardziej wyrośnięta po bokach i, hmm, bardziej crispie w środku.

Perfect breakfast is perfect!

Do przygotowania takiego królewskiego śniadania niewiele potrzeba: muesli, jogurt naturalny (ja lubię taki typu greckiego, bo jest gęsty i lekko słonawy), garść truskawek, banan, można wkroić jeszcze jabłko i voila!