Od niepamiętnych czasów poszukuję przepisu na chleb idealny. Jeśli miałabym być całkiem szczera nie jestem właściwie pewna czym dla mnie jest chleb idealny, więc, tak jak z poszukiwaniem pracy: nieumiejętność sprecyzowania celu utrudnia poszukiwania. Jedno jest pewne: całodniowe oczekiwanie, skomplikowany proces twórczy i nieprzeciętnie duża ilość gotowego produktu zniechęcają mnie!
Miałam kiedyś przepis na całkiem dobry chleb z ziarnami na zakwasie. Nawet czas przygotowania i pieczenia nie był zaporowy. Problemy z tym przepisem były dwa: 1) każdorazowo wychodziły 3 duże bochenki, czego nawet, wtedy 5 osobowa, moja rodzina nie była w stanie zjeść (chleb po 2 dniach robił się twardy i niesmaczny - jak każdy chleb z piekarni); 2) zakwas trzeba było "odświeżać" co, co najmniej, tydzień ("odświeżać" czyt. wymieszać ten przechowywany w lodówce z nową porcją ciasta chlebowego). Jedzenie tego chleb, o dość specyficznym smaku, w takiej ilości w jakiej wymagał tego proces twórczy było ciężkim wyzwaniem i chyba po 4 miesiącach daliśmy sobie spokój, plus byliśmy już nim strasznie znudzeni.
Chleb z "żeliwnego garnka" |
Na blogu mojej kuzynki znalazłam przepis, który obiecywał chleb idealny... chrupiący i pyszny, wypełniony w środku bąbelkami powietrza. Niestety w ostatecznym rozrachunku brak żeliwnego garnka sprawił, że wszelkie próby urzeczywistnienia mojego chlebowego marzenia spełzły na niczym... Chleb nie wyrósł, a skórka pozostawała swoją chrupkością wiele do życzenia. (Garnek żeliwny zamieniłam na stalowy garnek z Ikei) Jeśli ktoś z was ma w domu żeliwny garnek to może szczęścia z tym przepisem popróbować tutaj.
Moje poszukiwania nie ustają (choć zamierają raz po raz, a odżywają, gdy w moje ręce wpadnie kolejny przepis na wspaniały staropolski, chrupiący chleb jak z reklam Lidla), na razie skupiam się jednak na wariacjach chlebowych zamiast poszukiwać ideału. Duże miejsce w moim chlebowym sercu zajęły teraz bagietki, od kiedy znalazłam przepis prawie idealny na idealne francuskie bagietki. Podzielę się tym skarbem już wkrótce (gdy poobcinam zdjęcia), b każdy zasługuje na taki klejnot jakim jest ten przepis!!
A o jakich wariacjach mówię? Na przykład o drożdżowym chlebie z pesto. Upiekłam to cudo na grillowe urodziny mojej mamy i WSZYSCY byli zachwyceni! Mówię wam nie ma dla kucharza nic wspanialszego od pochwał, zgromadzonych nad talerzem, obcych (relatywnie obcych) osób (bo rodzina z którą mieszkasz to Cię zawsze pochwali, żebyś nie zakręcił przysłowiowego kurka z jedzeniem). Może nie jest to najprostsze danie, ale warto spróbować, bo suflet, czy beza są trudniejsze, a je także kiedyś trzeba upiec, prawda? Czemu więc nie zacząć spokojnie od ciasta drożdżowego, biorąc pod uwagę fakt, że pierwsze próby mamy już za sobą (na tym blogu ofkors), bo nasza pizza też ma drożdżowy spód.
Chleb drożdżowy z pesto |
Będą Wam potrzebne:
- tortownica (średnica minimum 22 cm, ja miałam większą, chyba 27-30 cm)
- 2 miski (w tym jedna duża)
- trochę oliwy do wysmarowania większej z misek
- 1/2 szklanki bazyliowego pesto (najlepiej domowego -> przepis tutaj)
- masło do wysmarowania formy
- 375 ml ciepłej wody
- 13 g świeżych drożdży (lub 1/2 łyżki suszonych)
- 1/2 łyżki cukru
- ok 400 g mąki pszenne chlebowej (typ 750 lub 850) - jeśli użyjemy zwykłej 550 to też się uda (ja właśnie z takiej korzystałam do upieczenia bochenka ze zdjęć), ale trzeba będzie jej sypnąć zdecydowanie więcej. Ile? Tego dokładnie wam nie powiem, bo dosypywałam "na oko", aż ciasto uzyskało pożądaną gęstość. Najlepiej jeśli udałoby wam się znaleźć 750/850. Jeśli wyższy typ znajdziecie to wymieszajcie go pół na pół ze zwykłą mąką typ 550.
- 1 łyżeczka soli
- 30 g miękkiego masła
Drożdżowy chleb z pesto |
- Mieszały 100 ml ciepłej wody z drożdżami i cukrem. Na chwilę odstawiamy na bok, aby drożdże "ruszyły". Do miski z mieszanką dolewamy resztę wody i dodajemy połowę mąki - mieszamy. Dosypujemy pozostałą mąkę, sól i masło - wyrabiamy ręką, aż ciasto będzie gładkie i elastyczne. Formujemy kulę (mniej więcej, bo jeśli użyliście mąki 550 to kula nigdy nie zachowa swojej formy) i wkładamy ją do większej z misek (tej nasmarowanej tłuszczem), zakrywamy ściereczką i odstawiamy do wyrośnięcia (co najmniej godzina - ciasto powinno podwoić swoją objętość).
- Natłuszczamy masłem tortownicę.
- Zbijamy wyrośnięte ciasto i wykładamy je na lekko oprószoną mąką stolnicę (lub blat kuchenny). Rozwałkowujemy na cienki prostokąt o długości ok 60 cm (a szerokości na jaką pozwoli nam miejsce pracy i ciasto).
- Rozsmarowujemy pesto pozostawiając 1,5 cm białego brzegu wzdłuż dłuższego boku. Chwytamy za dłuższą stronę, zwijamy cisto w rulon (z pesto w środku) i przecinamy wzdłuż na pół (pozostawiając z jednej strony niedocięte do końca /ma to sens?/). Pasy ciasta zakładamy na siebie na krzyż, tak jakbyśmy pletli warkocz, lekko je skręcając (staramy się, żeby rozcięcie było na wierzchu). Tak przygotowany "sznurek" zwijamy w ślimak i wkładamy do tortownicy. Zakrywamy ściereczką i odstawiamy do wyrośnięcia.
- Rozgrzewamy piekarnik do 200 st C.
- Pieczemy chleb 5-10 min w tej temperaturze, a następnie zmniejszamy temperaturę do 175 st C i pieczemy 20-30 min.
- Chleb jest też bardzo dobry na dzień następny.
- Rada: Pesto domowe jest lepsze, bo jest luźniejsze niż takie kupione w sklepie.
Przepis zaczerpnięty z majowej Kuchni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz