Szparagi są jednym z moich warzyw (choć jest ich wiele, więc samo wyróżnienie nic nie znaczy ;)). Tradycyjnie z piekarnika są najczęstszym gościem na naszym stole, ale odrobina ekstrawagancji warzywnej jeszcze nikomu nie zaszkodziła, więc dziś przedstawiam Ciasto francuskie nadziewane szparagami i cukinią. Wydawałoby się, że jest to w miarę proste danie, a jednak nie wszyscy sobie dobrze radzą z ciastem francuskim. Problem polega na tym, żeby powstały słynne listki w cieście po jego upieczeniu - sekretem jest wysoka temperatura piekarnika. Trzeba jednak bardzo uważać, żeby w efekcie nie spalić naszego dania :) Pyszne, proste (hahaha...) i bardzo, bardzo sycące!
sobota, 31 maja 2014
Sałatkowy sezon grillowy
Maj odznacza się jeszcze jedną ważną rzeczą - początkiem sezonu grillowego. Przy dobrej pogodzie zaczynamy już w weekend majowy, a w wypadku niesprzyjającej aury przy pierwszej nadarzającej się okazji.
Ja zwierzęciem grillowym nie jestem... Nie to, że nie lubię... Nie... W zasadzie od czasu do czasu lubię, ale nie za często i tylko pod warunkiem, że nie jestem odpowiedzialna za rozpalanie w/w grilla - nie umiem. Pamiętam, że na moje 20-któreś urodziny (jedyny raz kiedy organizowałam większą imprezę dla znajomych) zaplanowałam grilla... Nom... Dobrze, że mój kuzyn przyszedł wcześniej, bo chyba nic byśmy nie jedli :) Dziś w sztuce grillowej jestem bardziej wprawiona, ale samo rozpalanie i smażenie to ciągle nie moja dywizja.
piątek, 30 maja 2014
Truskawkowe szaleństwo
W maju, w Polsce, najbardziej chyba lubię truskawki. Są one też w czerwcu i czasem nawet na początku lipca, ale te pierwsze, majowe niosą ze sobą nadzieję i obietnicę na dobry, słodki czas przed nami. Dlaczego zaznaczam, że w maju w Polsce? Z prostej przyczyny: w Hiszpanii truskawki można zjeść już pod koniec marca, a na południu utrzymują się one nawet w połowie listopada! Ot ci Hiszpanie fajnie mają!
Tegoroczne truskawki dla mnie nie niosły ze sobą nadziei na lepsze, ale na pewno ich duża ilość (i dość niska cena w poniedziałek: 4 zł za kg) poprawiły mi mój wisielczy nastrój.
Rabarbarowy sezon - część I
Wiosna w pełni, a więc czas na super wyjątkowe owoce i warzywa. Jednym z takich warzyw (tak, warzyw!) jest rabarbar. W Polsce tradycyjnie raczej używamy go w, nazwijmy to tak, domowym przemyśle cukierniczym. Jego kwaskowaty smak sprawia, że nasze słodkości nabierają zupełnie nowego i unikalnego waloru. W tym sezonie rabarbarowym na razie udało mi się wykorzystać go dwa razy i dziś podzielę się jednym z przepisów.
Dlaczego rabarbar się nam dobrze kojarzy? Ponieważ jest to niewyszukane warzywo, rośnie w wielu ogródkach i nawet, gdy nie było specjalnie dużo pieniędzy w pierwszej połowie lat 90. na płody ogródka zawsze można było liczyć, a jednym z takich płodów był właśnie rabarbar.
Do dziś pamiętam kompoty z rabarbaru (nigdy, w moim odczuciu, nie dość słodkie) i ciasta drożdżowe z kruszonką i rabarbarem: to były chyba dwa najbardziej przebojowe sposoby wykorzystania rabarbaru u mnie w domu.
Tarta z rabarbarem, której przepis zaraz wam przedstawię, powstała dziś rano, gdy odkryłam, że mam jeszcze całkiem sporo łodyg ukrytych w szafce i jak najbardziej gotowych do zjedzenia (ukrytych w szafce, bo w sobotę wykorzystywałam rabarbar pierwszy raz w tym roku, część została i ktoś schował do szuflady, a ja zapomniałam... ot ci skleroza...).
Przepis jest silnie inspirowany przepisem na Tartę z rabarbarem Marty Gessler znalezionym w Wysokich Obcasach.
Dlaczego rabarbar się nam dobrze kojarzy? Ponieważ jest to niewyszukane warzywo, rośnie w wielu ogródkach i nawet, gdy nie było specjalnie dużo pieniędzy w pierwszej połowie lat 90. na płody ogródka zawsze można było liczyć, a jednym z takich płodów był właśnie rabarbar.
Do dziś pamiętam kompoty z rabarbaru (nigdy, w moim odczuciu, nie dość słodkie) i ciasta drożdżowe z kruszonką i rabarbarem: to były chyba dwa najbardziej przebojowe sposoby wykorzystania rabarbaru u mnie w domu.
Tarta z rabarbarem, której przepis zaraz wam przedstawię, powstała dziś rano, gdy odkryłam, że mam jeszcze całkiem sporo łodyg ukrytych w szafce i jak najbardziej gotowych do zjedzenia (ukrytych w szafce, bo w sobotę wykorzystywałam rabarbar pierwszy raz w tym roku, część została i ktoś schował do szuflady, a ja zapomniałam... ot ci skleroza...).
Przepis jest silnie inspirowany przepisem na Tartę z rabarbarem Marty Gessler znalezionym w Wysokich Obcasach.
Mój ulubiony przepis
Każdy z Was ma na pewno jakiś swój ulubiony przepis, taki, który zawsze nam wychodzi, który lubimy powtarzać w nieskończoność, który nigdy nam się nie nudzi.
Ja też taki mam. Nie jest to przepis na najszybszy obiad świata, ale za to smak potrawy rekompensuje wszelkie niedogodności związane z oczekiwaniem. Moja rodzina (a przynajmniej moja siostra) to także wielbiciele tego przepisu, choć poza mną nikt jeszcze nie próbował zamienić go w postać jadalną. Możliwe, że tylko mnie wychodzi on tak smacznie, ale w to wątpię, ponieważ jest to kolejny przepis z tych dziecinnie łatwych i do wykonania przez każdego. Także do dzieła Moi Drodzy Pizzę czas zrobić!
Perfect breakfast is perfect!
Do przygotowania takiego królewskiego śniadania niewiele potrzeba: muesli, jogurt naturalny (ja lubię taki typu greckiego, bo jest gęsty i lekko słonawy), garść truskawek, banan, można wkroić jeszcze jabłko i voila!
poniedziałek, 26 maja 2014
Blogging from the kitchen
Właśnie w mojej kuchni tworzą się: orzechowe ciasto z jabłkami, ciasto z truskawkami i sernik koronkowy...
Przepisami i efektem podzielę się później :) Na razie zdjęcia etapowe :) (Ciastem truskawkowym podzielę się chyba najszybciej, bo już w weekend je piekłam więc wszystko przygotowane do publikacji :))
P.S. A na deser chyba dżem truskawkowy zrobię, bo takie ładne truskawki dziś kupiłam :))
Przepisami i efektem podzielę się później :) Na razie zdjęcia etapowe :) (Ciastem truskawkowym podzielę się chyba najszybciej, bo już w weekend je piekłam więc wszystko przygotowane do publikacji :))
P.S. A na deser chyba dżem truskawkowy zrobię, bo takie ładne truskawki dziś kupiłam :))
czwartek, 22 maja 2014
Pierwsze koty za płoty - Tortilla de patatas
Już od dłuższego czasu zastanawiałam się od czego zacząć tę blogową przygodę.
Nie będę się wnikliwie przedstawiać, bo to zawsze kiepsko mi wychodzi. Mam na imię Dominika i uwielbiam gotować, nie tylko łatwo i przyjemnie. Zazwyczaj im trudniejsza potrawa tym większe moje podniecenie, że mogę ją ugotować, nie oznacza to jednak, że głównie gotuję wyszukane dania, jest raczej dokładnie na odwrót: na co dzień moja kuchnia jest obrazem łatwości i prostoty, a przygotowanie obiadu nie może trwać więcej niż 1-1,5 h.
Na pierwszy ogień zdecydowałam się wysłać moje danie popisowe (przynajmniej wśród mojej rodziny), choć sam przepis jest stary jak świat i nawet nie trudziłam się by odkryć jego pochodzenie. Ja otrzymałam instrukcje od mojej hiszpańskiej koleżanki i choć do dnia dzisiejszego wielokrotnie zmieniałam wersję kanoniczną, ciągle uważam, że najbardziej klasyczna tortillla de patatas jest najlepsza!
W taki właśnie sposób ujawniłam tajniki jakiej potrawy dziś przed wami zdradzę. Nie trwóżcie się - nie będzie to ostatni przepis kuchni hiszpańskiej jaki wam zaprezentuję, w końcu spędziłam tam 1,5 roku, a południowe klimaty jak żadne sprzyjają dobremu jedzeniu ;-).
Hiszpańska Tortilla zrobiona w mojej hiszpańskiej kuchni w Almerii |
Będą wam potrzebne:
- patelnia o dnie nieprzywierającym (ja używam takiej malutkiej patelni z Ikei z teflonowym dnem), mogą się przydać nawet dwie, jeśli podczas smażenia ziemniaki jednak przywrą do dna patelni, a nie macie czasu, żeby ją oczyścić. Można też zrobić tak, że ziemniaki smażymy na większej patelni, bo jest łatwiej, a samą tortillę na mniejszej (o średnicy ok 20 cm).
- talerz o średnicy większej niż patelnia
- RĘKAWICE KUCHENNE
- olej/oliwa z oliwek/olej rzepakowy/itp. - co lubicie najbardziej
- kilka ziemniaków - średniej wielkości 4-5 sztuk, inny rozmiar musicie sami zadecydować, ważne, żeby nie było ich za dużo (żeby jajko nie miało problemu związać potrawy), ale żeby nie było też za mało (w końcu w tortilla de patatas musi być czuć ziemniaki). Wiem, że jest to bardzo mętne wyjaśnienie, ale jak 1-2 razy zrobicie to już wyczujecie sami o co mi chodzi.
- cebula - 1 większa lub 2 mniejsze
- 4-5 jajek - znowu tak tajemniczo, bo wielkość ma tym razem znaczenie (jak zawsze w przypadku gotowania tak na prawdę :)) jeśli macie duże jaja wiejskie to 4 starczy, ale jeśli dostępne wam są tylko małe jajka od małych kurek to może nawet 6 być potrzebnych :)
No to do roboty:
- Ziemniaki obieramy i kroimy w kostkę o boku, mniej więcej, 1 - 1,5 cm (dobra ziemniaki, jak każde okrągłe warzywo nie daje się pokroić idealnie w kostkę, wiem... nie przejmujcie się - jak pokroicie tak będzie, tylko kawałki nie mogą być za duże, żeby ładnie wszystko wyglądało i szybko się robiło :)).
- Na patelnię wlewamy dużo oliwy/oleju i gdy już nam się rozgrzeje wkładamy ziemniaki (nie mają być one smażone w głębokim tłuszczu, tyle wlewamy oleju, by mniej więcej pokrył on dno patelni). Smażymy aż będę miękkie (nie bardzo miękkie - rozpadające się, raczej miękkie zjadliwe, choć mogłyby jeszcze pięć minut się smażyć), słonolubne osoby mogą już na tym etapie trochę je posolić. Pod koniec smażenia wrzucamy cebulę posiekaną w kostkę (chwilę zanim ziemniaki będą gotowe, tak by się usmażyła, ale nie spaliła, a ziemniaki nie zaczęły rozpadać). W czasie smażenia co chwilę mieszamy jeśli chcemy uniknąć przywierania do dna patelni (chociaż po prawdzie to i tak nie zawsze udaje się tego losu uniknąć, zależy dużo od patelni.
- W międzyczasie w misce ubijamy jajka (trochę... chciałam napisać rozbełtać je, ale nie wiem czy wszyscy wiedzą co to znaczy... to chyba taki śląski czasownik jest) z solą i pieprzem.
- Jeśli ziemniaki pływają w tłuszczu to koniecznie trzeba będzie go trochę odlać w tej chwili (tzn w chwili, gdy już są usmażone). Jeśli tłuszcz jest raczej dodatkiem do tego co mamy w patelni to gorące, prosto z pieca ziemniaki wkładamy do masy jajecznej i delikatnie mieszamy łyżką (najlepiej sprawdza się drewniana).
- Jeśli używamy tej samej patelni to nie jest konieczne wlewanie odrobiny oliwy/oleju (jeśli przywarły na dno ziemniaki to koniecznie trzeba się ich pozbyć i wtedy traktujemy tą patelnię jak "świeżą"), jeśli inna patelnia wyląduje na ogniu to wlewamy trochę oliwy (tak más o menos 1 łyżeczkę) i na rozgrzaną wlewamy ziemniaki zmieszane z jajkami. Ogień musi być średni - jak będzie najmocniejszy to nam się tortilla spali, a jak za mały to spędzimy w kuchni wieki). Smażymy tortillę z jednej strony aż się boczki zrobią, można sprawdzić lekko odchylając bok tortilli od patelni czy ma ładny, złotawy kolor.
- Teraz bardzo ważne - odwracanie. Bierzemy talerz, który ma średnicę większą niż nasza patelnia. Gdy stwierdzimy, że już odwracamy naszą tortillę to zakrywamy patelnię talerzem i jednym szybkim ruchem odwracamy patelnię, przytrzymując cały czas talerz (KONIECZNIE trzeba użyć rękawic kuchennych, bo wszystko jest bardzo gorące!). Podnosimy patelnię, kładziemy ją z powrotem na ogień i zsuwamy na nią tortillę. Możemy delikatnie drewnianą łyżką poprawić brzegi wsuwając je bardziej pod smażącą się tortillę. Gdy tortilla nabierze złotego koloru i z drugiej strony, ściągamy ją z patelni - technikę stosuję taką samą jak przy odwracaniu.
Smacznego!
P.S. Zdjęcie zrobiłam w grudniu 2012 roku w czasie pobytu w Almerii w Hiszpanii. Ostatnia tortilla jaką robiłam niedawno miała średnicę 40 cm, więc stwierdziłam, że akurat jej zdjęcie nie będzie najlepszym pomysłem, choć wyszła bez zarzutu!
Subskrybuj:
Posty (Atom)