Święta bożego narodzenia są super pod wieloma względami, jednym z nich, tak jak w czasie urodzin, są prezenty. Odkąd zaczęłam prowadzić bloga kulinarnego duża część moich prezentów jest tematycznie właśnie z nim związana. Tak było w czasie urodzin, tak jest i teraz. Jestem niezmiernie szczęśliwa z tego powodu, gdyż niektórych rzeczy na pewno by sobie sama nie kupiła, a są świetne, jak na przykład stalowe krążki. Pod choinką znalazłam także książkę z przepisami Dominiki Wójciak (jako, że jest moją imienniczką postanowiłam, iż "in due time" ugotuję wszystko z niej). Kilka przepisów już wypróbowałam, niektóre smaczne, inne pyszne, a jeszcze inne zjadliwe, ale "szału ni ma". Chyba nie polubię jej bardziej, niż książki Mamma Mia, ale na pewno na stałe zagości w mojej kuchni. Nie polubię jej bardziej, nie ze względu na samą książkę, bo myślę, że jest super, ale dlatego, że trudno będzie czemukolwiek przebić moją wielką miłość i skrajne uwielbienie do książki Cristiny Bottari. To powiedziawszy przejdźmy do samego przepisu. :)
Tybetańskie pierożki z dynią i soczewicą na ostro zaskoczyły mnie pozytywnie. Spodziewałam się, że farsz będzie, albo mdły, albo suchy. Nie mam super doświadczeń z soczewicą, a to dlatego, że nie cierpię warzyw strączkowych i unikam ich jak ognia. (Chyba, że są sprytnie schowane jak np. w Chili con carne :P) Nie jestem fanką ich "papierowego" smaku na języku, który o dziwo w pierożkach momo mi nie przeszkadzał. Koniec końców ten przepis to sukces wielki (i prosty!), także polecam do wypróbowania. Autorka książki poleca podawać z brzoskwiniowo-rabarbarowym czatnejem, którego niestety nie miałam o tej porze roku możliwości przygotować, więc podałam z masłem i kolendrą.
A.S. Widzicie jakie sobie fajowskie transparentne stemple zrobiłam na zdjęcia? :D
Tybetańskie pierożki momo (wyszło mi 16 sztuk):
Ciasto:
Tybetańskie pierożki z dynią i soczewicą na ostro zaskoczyły mnie pozytywnie. Spodziewałam się, że farsz będzie, albo mdły, albo suchy. Nie mam super doświadczeń z soczewicą, a to dlatego, że nie cierpię warzyw strączkowych i unikam ich jak ognia. (Chyba, że są sprytnie schowane jak np. w Chili con carne :P) Nie jestem fanką ich "papierowego" smaku na języku, który o dziwo w pierożkach momo mi nie przeszkadzał. Koniec końców ten przepis to sukces wielki (i prosty!), także polecam do wypróbowania. Autorka książki poleca podawać z brzoskwiniowo-rabarbarowym czatnejem, którego niestety nie miałam o tej porze roku możliwości przygotować, więc podałam z masłem i kolendrą.
A.S. Widzicie jakie sobie fajowskie transparentne stemple zrobiłam na zdjęcia? :D
Tybetańskie pierożki momo (wyszło mi 16 sztuk):
Ciasto:
- 3/4 szklanki mąki pszennej
- 2 łyżki oleju
- 1/3 szklanki wrządku
- szczypta soli
- 120 g miąższu z dyni (surowego)
- 1/3 szklanki czerwonej soczewicy
- 2 cebule dymki
- 1/2 cebuli (lub 1 mała)
- 1 ząbek czosnku
- szczypta pokruszonej papryczki jalapeño
- 1 cm świeżego imbiru
- ok. 1 łyżka oleju (może przydać się więcej)
- sól
- Przygotowujemy farsz: soczewicę płuczemy i gotujemy w osolonej wodzie przez 10-15 minut. Odcedzamy. Dynię trzemy na tarce z dużymi oczkami. Cebulę i białą część dymki drobno kroimy i wrzucamy na ciepły olej, żeby się zeszkliła. Dodajemy starty czosnek oraz imbir, a następnie także ostrą paprykę. Smażymy kilka minut po czym dorzucamy startą dynię, solimy i trzymamy na ogniu, pod przykryciem przez 10-15 minut. Właśnie teraz okazuje się, że 1 łyżka oleju to za mało, możemy dolać jeszcze trochę, a następnie podlewamy wodą, tak by farsz był gęsty, ale nie przychwytywał się do patelni. Dodajemy soczewicę i smażymy jeszcze przez max. 5-10 minut. Na sam koniec wrzucamy posiekaną zieloną część dymi i zdejmujemy z ognia do wystudzenia.
- Robimy ciasto: wodę zagotowujemy. W misce mieszamy mąkę, sól i olej. Dodajemy gorąca wodę i mieszamy drewnianą łyżką lub widelcem. Gdy masa trochę przestygnie wyrabiały elastyczne ciasto. Jeśli farsz jest jeszcze za ciepły możemy włożyć ciasto na chwilę do lodówki.
- Na blacie posypanym lekko mąką rozwałkowujemy ciasto i wykrawamy krążki o średnicy ok. szklanki. Ja wykrawałam trochę większe, metalową foremką. Na kole kładziemy trochę farszu (można go uformować u dłoni w kulkę), chwytamy za brzegi krążka i zlepiamy pierożek ku górze, tak by móc go postawić falbanką do góry.
- Wrzucamy do posolonego wrzątku i gotujemy przez 4-5 minut. Podajemy z roztopionym masłem i posypujemy od góry kolendrą (świeżą lub mieloną).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz